Dziady, czyli słowiańskie święto zmarłych

„Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie, co to będzie?” – śpiewał Chór w drugiej części „Dziadów” Adama Mickiewicza. Tradycja, do której w XIX wieku odwołał się poeta, już wtedy liczyła sobie kilkaset lat. Kultywowali ją zarówno nasi przodkowie, jak też m.in. mieszkańcy obecnej Białorusi, Ukrainy, Litwy i Rosji.

W słowiańskim folklorze święta zmarłych przypadały kilka razy w roku. Jednak dwoma najważniejszymi były Dziady Wiosenne (obchodzone na początku maja) i Dziady Jesienne (które świętowano na przełomie października i listopada). Wierzono, że w tym czasie na Ziemię powracają dziadowie, czyli duchy przodków – ponieważ w okolicach przesileń granica między światem żywych i umarłych oraz między jasnością i ciemnością była wyjątkowo cienka. A dobra relacja z przodkami miała zapewniać pogodę, urodzaj, a nawet płodność ich żyjącym krewnym.

Jednak obrzęd Dziadów nie polegał wyłącznie na modlitwie i wspominaniu przodków. W domach i na cmentarzach urządzano uczty, a resztki jedzenia zostawiano, by zmarli mogli się nimi posilić. Niekiedy takie jedzenie w trakcie uczty rzucano dookoła siebie, żeby dusze mogły go skosztować. A w niektórych miejscowościach otwierano okna i drzwi domostw, by dusze swobodnie przybyły na wieczerzę. Z kolei od XVI wieku zapalano też ogień i świece, aby ogrzać dusze przodków. Ten zwyczaj przetrwał zresztą do naszych czasów w postaci palenia zniczy na grobach.

W trakcie Dziadów nie można też było wykonywać wielu czynności, które mogłyby zakłócić spokój dusz lub je wystraszyć – m.in. wylewać wody, głośno się śmiać, biegać, uderzać w stół pięścią, podnosić upuszczonej na podłogę łyżki (której upadek oznaczał, że dusza potrzebuje jedzenia), używać igieł (aby nie przyszyć duszy do skrawka materiału), a nawet kisić kapusty (której ugniatanie nogami mogłoby duszę zadeptać).

Co ciekawe, „dziadami” nazywano tylko dusze tych osób, które zmarły śmiercią naturalną. Wierzono, że pozostałe dusze – należące do zmarłych tragicznie lub samobójców – nie zaznały spokoju i błąkają się po ziemi jako demony. Takich ludzi zazwyczaj chowano tam, gdzie stracili życie, a osoby przechodzące obok ich mogiły rzucały na nią gałęzie. Po jakimś czasie stos takich gałęzi podpalano, by pomóc duszom odpokutować ich winy popełnione za życia.

Pocztówka z początku XX wieku, autor nieznany

Tekst: Żaneta Spadło
Fot. na górze wpisu: Stanisław Bagieński, Dziady, pradziady, przychodźcie k’nam!,
„Tygodnik Ilustrowany” (nr 44/1904)